
Jak przeżyć stratę
Strata bliskiej osoby – zarówno ta w pojęciu ostatecznym, jak również strata względem sytuacji, w której pewna relacja się kończy i w konsekwencji ktoś znika z naszego życia – to każdorazowo wielki cios, wstrząs i powód do smutku. Strata zawsze boli i pozostawia po sobie pustkę. Czy można sobie w jakiś sposób z tym poradzić? Jak przeżyć stratę? W jaki sposób poukładać na nowo codzienność, w której jest dziura po brakującym w niej elemencie? Odpowiedzi na te pytania nie są jednoznaczne, możemy jednak ich poszukać w doświadczeniach innych – także tych, które w poruszający sposób opisano w literaturze. Jak żyć po stracie bliskiej osoby? http://www.psychoskok.pl/aktualnosci/jak-zyc-po-stracie-bliskiej-osoby/
Strata dotyczyć może niesamowicie wielu sytuacji w naszym życiu. Możemy zostać pozbawieni przez śmierć ukochanego lub ukochanej, jak również członków najbliższej rodziny. Istnieją także przypadki, gdy odczuwamy stratę również po upływie lat, żałując na przykład błędów młodości… Pojęcie straty nie zna ograniczeń w postaci czasu, przestrzeni, czy też przedmiotu lub podmiotu żalu. To zawsze sprawa indywidualna. KSIĄŻKI Z MOTYWEM TRAUMY - http://www.psychoskok.pl/tag-produktu/trauma/
Jak poradzić sobie ze stratą i w jaki sposób ją przeżyć próbuje nam powiedzieć co najmniej kilku autorów oraz autorek bardzo ważnych w swej wymowie książek. Świadectwa związane z tym tematem odnajdziemy chociażby w książce „Bez pamięci” A.E. Urbańskiej, w „Drodze jakich wiele” Elżbiety Żłobickiej, w „Bliznach” Krzysztofa Piotra Łabendy, w „Moim życiu bez ciebie” oraz w „Gdyby ocean milczał” Anny Wysockiej-Kalkowskiej, a także w poruszającej książce pt. „Na pożółkłym papierze” autorstwa Aleksandry Bartosik.
Pierwszą z wymienionych książek dotyczących poczucia straty jest „Bez pamięci” autorstwa A.E. Urbańskiej. To niezwykle poruszająca historia Falina, który traci w wypadku samochodowym to, co jest dla niego najcenniejsze – żonę i córkę. Główny bohater jest zdruzgotany i przez wiele lat nie potrafi pogodzić się z tym, co go spotkało. Przeżywa żałobę cały czas od nowa i nie potrafi zamknąć tego rozdziału. Los jednak daje mu drugą szansę.
Ową szansą jest poznana kobieta, która na skutek traumatycznych zdarzeń straciła pamięć. Falin postanawia jej pomóc. Wraz z upływem czasu między tą dwójką rodzi się uczucie, jednak Oliwia (tak nazywa ją Falin) odzyskuje część wspomnień, które okazują się przeszkodą na drodze ich relacji. Niezależnie jednak od dalszych losów głównych bohaterów można wysnuć pewien wniosek, że strata zawsze związana jest z okresem żałoby, która wymaga czasu. Nigdy jednak nie jest ona końcem naszej historii – nie wiadomo, co zgotuje nam los. Może zdarzyć się i tak, że sprezentuje nam drugą szansę.
Poruszającym przykładem tego, jak bardzo boli strata są „Blizny” Krzysztofa Piotra Łabendy. Opowiedziana na łamach książki historia miłości Krzysztofa i Natalii początkowo koi czytelnika i wywołuje uśmiech, gdyż jest dowodem na to, że miłość możliwa jest w każdym wieku. Kiedy umiera Natalia Krzysztof powoli zapada się w sobie i w swoim żalu, nie potrafiąc przejść nad tą stratą do porządku dziennego.
„Takie bzdury jak miłość najzwyczajniej nie istnieją. Czas, tak mówią, leczy rany. Jeśli to prawda, to będzie go potrzebował sporo, by uleczyć rany, które właśnie otrzymał i nawet jeśli się one zabliźnią, to właśnie blizny będą mu długo przypominały o tym, co się wydarzyło. Nawet jeśli te blizny nie będą widoczne.” (Krzysztof Piotr Łabenda „Blizny”)
Główny bohater także w tym przypadku dostaje drugą szansą, a jest nią Anna. Kobieta szalenie przypomina mu zmarłą żonę, co pcha Krzysztofa do zaangażowania się w nową relację. Anna nie jest jednak Natalią i Krzysztof będzie zmuszony to zrozumieć. A jaki z tego wszystkiego płynie wniosek? Otóż taki, że zawsze należy czerpać z danej nam chwili tyle, ile jesteśmy w stanie z niej wziąć. Nigdy nie wolno odpuszczać, odkładać czegoś na później – nie znamy dnia ani godziny, w której nasze szczęście się skończy, a więc cieszmy się nim tu i teraz.
„W realu jest inaczej. Grasz w radość i cierpienie, miłość i zdradę, w codzienność i świętowanie. Tu też największą i ostatnią z gier jest śmierć, ale: nie znacie dnia ani godziny. Nie można i nie powinno się żyć w ciągłym strachu, ale świadomość przemijania powinna być zawsze, gdzieś tam, z tyłu głowy, obecna. Widmo śmierci sprawia bowiem, że bardziej docenia się życie, że człowiek może się tym życiem pełniej cieszyć.” (Krzysztof Piotr Łabenda „Blizny”)
Poczucie dojmującej straty poznamy także w trakcie lektury „Mojego życia bez ciebie” Anny Wysockiej-Kalkowskiej. To także historia wielkiej miłości, która zostanie brutalnie przerwana przez śmierć. Główna bohaterka, Agata, na kilkanaście miesięcy wpada w przepastną otchłań żalu, żałoby, odrętwienia, całkowicie izolując się od świata. W wyniku starań różnych ludzi, jak też splotów okoliczności, z czasem Agata powoli wraca do życia i funkcjonowania i zaczyna dostrzegać jaśniejsze niż do tej pory odcienie, jednak pamięć o tym, co straciła, towarzyszy jej na każdym kroku.
„Kiedy umiera człowiek, z którym miało się spędzić życie, to czy wówczas ta druga istota na ziemi nie powinna mieć wyboru, czy chce nadal zostać tu na ziemi? Czy nie powinna mieć przyzwolenia, by poszybować w chmury, złapać ten odchodzący kawałek duszy i móc zadecydować? Czy życie nie powinno na chwilę przystanąć? Czy świat nie powinien wstrzymać oddechu? (…)” (Anna Wysocka-Kalkowska „Moje życie bez ciebie”)
Z książki przebija dojmujący żal, rozpacz, poczucie doznanej przez Agatę krzywdy i niesprawiedliwości. Główna bohaterka przechodzi stopniowo przez wszystkie etapy żałoby, które – jak się okazuje – są niestety konieczne, nawet jeśli są one bardzo trudnym doświadczeniem. Historia Agaty jest przykładem tego, jak wiele może nas kosztować utrata kogoś bliskiego.
„To milczenie zaprowadziło mnie do jednej z klinik zdrowia psychicznego. Kilka dni później siedziałam więc w wygodnym fotelu pośrodku olbrzymiego lekarskiego gabinetu, a obcy człowiek opłacony przez moją przyjaciółkę zadawał mi kolejne pytania, które podobno miały na celu wyciągnięcie mnie z depresji czy też załamania nerwowego.” (Anna Wysocka-Kalkowska „Moje życie bez ciebie”)
Drugą godną uwagi pozycją Anny Wysockiej-Kalkowskiej jest powieść pt. „Gdyby ocean milczał”. Jest to poruszająca historia dwóch sióstr, z których jedna ginie w zamachu terrorystycznym osieracając tym samym własne dziecko, którym musi w konsekwencji zająć się jego ciocia. Lektura przepełniona jest wzruszającym krzykiem rozpaczy w obliczu utraty tego, co los jest w stanie zabrać nam dosłownie w czasie kilku sekund.
"Czasami jedna chwila, moment, ułamek sekundy wystarczy, by zmienić nasze życie w diametralny sposób. To tak jakby nagle otworzyła się przepaść... a my spadamy w nią głęboko i nie ma już nic, tylko pustka. Właśnie ta pustka staje się naszym wiernym towarzyszem. Dokądkolwiek idziemy podąża za nami ramię w ramię, zawsze tuż obok. Czy jest gdzieś jej kres?" (Anna Wysocka-Kalkowska „Gdyby ocean milczał”)
Paradoksalnie – pomimo całego żalu i rozpaczy – dla Nicole (ciotka) i dla Colette (siostrzenica) dramatyczne wydarzenia są szansą na znalezienie własnego ja oraz na nawiązanie więzi, która nauczy bardzo wiele tak jedną, jak i drugą z nich. Wartością są zawsze więzi z drugim, bliskim nam człowiekiem. To one są naszą opoką i to dzięki nim jesteśmy w stanie przetrwać najgorsze – także nagłą stratę. To właśnie chce nam przekazać Anna Wysocka-Kalkowska.
„Ale świat nie zapomniał o tobie, pamiętasz, co mówił twój tata… życie trwa, dopóki ocean szumi.” (Anna Wysocka-Kalkowska „Gdyby ocean milczał”)
Poczucie straty działa także wstecz i może targać naszą duszą jeszcze na długo po tym, gdy dokonamy pewnych brzemiennych w skutki wyborów. Tego właśnie dowiadujemy się dzięki Aleksandrze Bartosik i jej książce pt. „Na pożółkłym papierze”. Jest ona formą gorzkiego pamiętnika, w którym dojrzała już kobieta dokonuje swoistego rachunku sumienia. Tłumaczy w nim to, co zrobiła wiele lat temu - odrzuciła największą miłość swojego życia.
"(...) postanowiłam zrezygnować z nas. Bo tak było łatwiej. Nie rozumiałam wtedy, czym jest prawdziwa miłość. Gdybym spróbowała o nas zawalczyć, dziś byłbyś moją siłą." (Aleksandra Bartosik „Na pożółkłym papierze”)
Czy warto porzucać to, co może dać nam szczęście? Czy warto odrzucić miłość? Odpowiedź jest oczywista – w żadnym wypadku nie. Nigdy bowiem nie wiadomo, czy nie odtrącamy czegoś, co może dać nam prawdziwe szczęście i nigdy nie możemy mieć pewności, że nie będziemy żałować tego do końca życia.
Strata to nie tylko śmierć, rozstania i utrata ważnych dla nas osób. Stratą może być także utrata samego siebie i tego, co stanowi o naszej tożsamości, o naszym „ja”. To także boli i jest powodem cierpienia, a przekonać się o tym możemy po lekturze „Drogi jakich wiele” Elżbiety Żłobickiej.
Główna bohaterka książki już jako dziecko doznaje krzywd od innych – wykluczenia z powodu poparzeń, niezrozumienia, wyobcowania w grupie rówieśniczej. To wszystko odciska piętno na dziecięcym umyśle, a to nie wszystko, los szykuje bowiem bohaterce jeszcze gwałt i dalsze problemy natury emocjonalnej. „Droga jakich wiele” to poruszający obraz straty własnego „ja” przez niczemu niewinną kobietę, która staje się ofiarą otoczenia, w tym także własnych bliskich. Jak można żyć, nie mając własnego „ja”? Jak funkcjonować w poczuciu straty tego, co stanowi o naszej radości życia i o naszej tożsamości?
Jak przeżyć stratę? Sposobów jest na to wiele, złotej recepty jednak na to nie ma. Okres żałoby trzeba po prostu przeżyć – ze wszystkimi jego etapami, trudnościami i konsekwencjami. Innej drogi niestety tutaj nie ma. Na jej końcu być może jednak będzie czekać na nas coś, co okaże się drugą szansą – warto więc iść naprzód i się o tym przekonać. Strata zawsze bowiem boli, ale nie oznacza ona, że już nic nas w życiu nie spotka. Może być wręcz przeciwnie.